Kilka słów o nas...

Nasza historia

Jesteśmy parą fotografów ślubnych z Poznania. Nasze drogi połączyły się (jak to w życiu bywa) przez przypadek, kilka lat temu. Szybko okazało się, że sporo nas łączy. Oboje mamy słabość do kultury wizualnej, książek, podróży małych
i dużych i sernika z Cafe la Ruina (zresztą właśnie tam, jeszcze na Śródce, miały miejsce nasze pierwsze randki). Najpierw była miłość, potem pojawiła się fotografia, a na końcu… Kot. Nie lubimy sztuczności i pozowania, szukamy prawdy, emocji i piękna w autentycznych sytuacjach. Wiemy, że nasza praca to przede wszystkim ludzie i to właśnie Wy
(i to co Was łączy) jesteście dla nas najważniejsi. Mamy świadomość, że fotografia ślubna wiąże się z ogromną odpowiedzialnością, bo te chwile przecież nigdy się nie powtórzą, ale dokumentowanie miłości we wszystkich jej przejawach przynosi nam tak wielką satysfakcję, że trudno byłoby nam z tego zrezygnować. Każde kolejne zlecenie to dla nas kolejna okazja, by nauczyć się czegoś nowego i dać z siebie jeszcze więcej.

Karolina

Zamiłowanie do fotografii zawdzięczam dziadkowi, który na wszelkich uroczystościach rodzinnych pojawiał się uzbrojony od stóp do głów w kilka aparatów i lamp. Zresztą, to właśnie dziadek jako pierwszy odkrył mój talent plastyczny (ukończyłam UAP) i zachęcał mnie do dalszego rozwoju. Dość szybko zrozumiałam, jak wielka wartość kryje się w zamrożonym obrazie. Jako dziecko uwielbiałam przeglądać stare albumy mamy pełne portretów tych, których od dawna nie ma już wśród nas. Kocham fotografię czarno-białą, zwłaszcza tę z reportażowym zacięciem. Jestem klasycznym ambiwertykiem – lubię towarzystwo i ciągle poszukuję ciekawych ludzi z prawdziwą pasją, ale w momentach zmęczenia nadmiarem bodźców zamykam się w pokoju z książką, słucham Trzech Kwadransów Jazzu, śpiewam, gotuję, oglądam filmowe klasyki, medytuję lub siadam do pianina.

Paweł

W moim przypadku fotografia okazała się skuteczną terapią na młodzieńcze złamane serce… Po pierwszych próbach wciągnęła mnie tak bardzo, że szybko zapomniałem o obiekcie swoich westchnień. Utonąłem w licznych źródłach wiedzy na temat wtedy zupełnie dla mnie nowej dziedziny i przepadłem z kretesem. Zaczynałem od fotografii makro (potrafiłem wstać o 3. rano, żeby zrobić ładne portrety pająkom i innym leśnym stworom) i sesji indywidualnych. Fotografia ślubna okazała się kolejnym naturalnym etapem rozwoju. W wolnych chwilach śledzę nowinki fotograficzne, pływam, czytam literaturę fantasy, grozy i książki fotograficzne, oglądam seriale i rozwijam swoją kolekcję starych aparatów analogowych.