Hania & Mariusz wesele w Gościńcu Żurawiec

Sierpień to jest ten moment w sezonie, kiedy nasza codzienność zaczyna przypominać żonglowanie płonącymi piłeczkami albo jazdę rozpędzoną kolejką górską, bez trzymanki. Ślub goni ślub, pomiędzy ślubami są sesje plenerowe, a pomiędzy ślubami i sesjami – selekcja, obróbka, retusz… i podróże, bo niektóre reportaże i sesje wykonujemy daleko od Poznania (póki co pod względem odległości nasz rekord to Norwegia).

Mamy poczucie, że Wasze śluby stają się coraz ciekawsze, barwniejsze, dynamiczniejsze i… jeszcze bardziej wymagające. Chodzi na po głowie, żeby napisać post typu: Co chcielibyśmy wiedzieć wtedy, gdy zaczynaliśmy przygodę z fotografią ślubną. Jeden z najważniejszych punktów brzmiałby tak: dobra kondycja to podstawa. Bo ta praca naprawdę potrafi dać w kość – kilkanaście godzin biegania z aparatem w dniu ślubu, a potem długie godziny siedzenia przy komputerze. Nie narzekamy jednak, bo nasza potrzeba ciągłego rozwoju plus Wasze rosnące oczekiwania sprawiają, że ciągle uczymy się czegoś nowego i wskakujemy na kolejne stopnie na zawodowej drabinie. A to daje ogromną satysfakcję, choć i tak najwięcej radości sprawiają nam Wasze żywe reakcje na efekty naszych wspólnych poczynań.

Wykonywanie zawodu fotografa ślubnego sprzyja nawiązywaniu ciekawych znajomości, również tych z branży. Czasem kilka zdań zamienionych w trakcie reportażu ślubnego staje się początkiem znajomości na długie lata i wszystko wskazuje na to, że będzie tak z nami i z Hanią. Poznaliśmy się na ślubie Olgi i Waldka w Wierzenicy. Zarządzana przez Hankę Kwiatowa Manufaktura była odpowiedzialna za oprawę florystyczną. Hania miała zatem okazję na żywo podpatrzeć, jak pracujemy. Widocznie to nasze latanie z prawa na lewo, żeby znaleźć idealne tła oraz to, co pokazaliśmy z tego reportażu, spodobało jej się na tyle, że chwilę później napisała, że organizuje własny ślub i tylko my i koniec.

Potem spotkaliśmy się na miejskiej sesji narzeczeńskiej i szybko zrozumieliśmy, że trafił swój na swego. A tam, przecież wiedzieliśmy to już wcześniej! Kilka wiadomości wymienionych z Hanią i człowiek się czuje tak, jakby znał ją od dawna. Otwartość, życzliwość, zaufanie, a do tego wielka dawka czarnego humoru – przecież właśnie to kochamy w Was najbardziej! Na ślub Hanki i Mariusza czekaliśmy z wielką ciekawością, bo czuliśmy, że mogą nas nieźle zaskoczyć. I tak właśnie było.

Zamiast typowego ślubnego bukietu Hania stworzyła dla siebie wachlarz z kwiatami zwany… tortillą. Po ceremonii nie było wielkiego wyjścia, tylko wielkie wyniesienie. Para młoda przemieszczała się w zabytkowym ogórku, który oczywiście wykorzystaliśmy również do pamiątkowych zdjęć. Gorąco zachęcamy Was do wprowadzania takich elementów w dzień ślubu, bo to właśnie te smaczki sprawiają, że robi się intrygująco, a my mamy większe pole do popisu w trakcie budowania Waszych ślubnych historii. Chcecie więcej dowodów na to, że wiekowe auta są pięknym urozmaiceniem w dniu ślubu? No to zajrzyjcie tu i tu.

Naszej młodej parze zależało na ślubie bez spiny i stresu. Hania i Mariusz włożyli sporo wysiłku w przygotowania i zorganizowanie wymarzonej ekipy weselnej, więc po ceremonii ślubnej chcieli już tylko dobrze się bawić. Zabawa stanowiła połączenie wesela ze slow wedding. Wykończeni upałem goście mogli posiedzieć z drinkiem na tarasie i prowadzić miłe konwersacje w otoczeniu zieleni. Bo trzeba wspomnieć o tym, że Gościniec Żurawiec może się pochwalić naprawdę ładnym otoczeniem. Ogród kusi kolorami, więc właśnie tam odbył się miniplener w dniu ślubu – wśród lawendowych krzewów i ze złotym słońcem w tle.

Jeśli spodoba się Wam historia Hanki i Mariusza, polecamy Wam jeszcze to wesele pod chmurką, wesele z pięknym widokiem oraz ślub boho w Bagatelce.

Oprawa florystyczna i dekoracje: Kwiatowa Manufaktura
Makijaż i fryzura: Ela Zimniak makeup and hair
Kolczyki: DECOLOVE
Garnitur i dodatki: Lancerto
Auto: Ogórkowe Love
Słodki stół: Cukierniczka atelier